Ta strona używa plików cookies, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na ich używanie

Cud macierzyństwa

02 / 12 / 2019



Mirka – osoba z natury uporządkowana – miała bardzo konkretny plan na życie: studia, potem praca, małżeństwo i w końcu dziecko. Jej plan był obmyślany w każdym szczególe.

Wiedziała, gdzie się będą z mężem budować. Wiedziała nawet, kto będzie pilnował ich dziecka, jak wróci do pracy po urlopie macierzyńskim. I z początku wszystko układało się po jej myśli.

Nagle jednak zdarzyło się coś, co było dużym szokiem. Otóż w dwudziestym trzecim tygodniu ciąży straciła dziecko. Podobna sytuacja nigdy nie wydarzyła się w jej rodzinie, więc Mirka nie rozumiała tego, co się stało. Poszła do lekarza, który po zbadaniu jej nie wykrył żadnych nieprawidłowości i uznał, że nie ma przeciwskazań do zajścia w ciążę kolejny raz. Niestety, w dwudziestym trzecim tygodniu sytuacja się powtórzyła i, co gorsza, przy trzecim dziecku stało się dokładnie to samo.

Patrząc na to teraz, z perspektywy czasu, Mirka twierdzi, że mimo iż jej wiara była słaba i tylko tradycyjna, to jednak Pan Bóg czuwał nad nią i dawał jej siłę. Po utracie kolejnych dzieci szybko odzyskiwała nową nadzieję na to, że będzie dobrze. Nie załamywała się, doznając pociechy od Niego. Kiedy po śmierci trzeciego maleństwa leżała w izolatce, przyszedł do niej ksiądz z Panem Jezusem w monstrancji. Mogła nawet jej dotknąć. Poczuła, że On osobiście się nad nią pochylił.

W tym czasie proboszcz, który po tych bolesnych wydarzeniach szczególnie zaopiekował się Mirką i jej mężem, zaprosił ich na kurs Nowe Życie do Stryszawy. Oboje stwierdzili, że proboszczowi się nie odmawia i przyjęli zaproszenie. „I od tego się wszystko zaczęło – mówi Mirka. – Szczegółów nie pamiętam, ale Pan Jezus mnie na tym Nowym Życiu dotknął, bo poczułam pragnienie bycia we wspólnocie. Spełniło się ono niebawem, gdy proboszcz zawiózł mnie na Dom Zmartwychwstania w Tychach. Zaczęłam tam jeździć regularnie i powoli moje serce się zmieniało. Zrozumiałam, że nie muszę o wszystko sama dbać, tylko że mogę to oddać Bogu: moje macierzyństwo, moje przeżycia i lęki”.

Niestety, nawet w tym samym czasie Mirka straciła kolejne dziecko, co było niezrozumiałe, bo przecież zbliżyła się do Boga, zaufała Mu, a to trudne doświadczenie wróciło. Dziś jednak myśli, że może była to próba dla niej, czy pomimo wszystko wytrwa. Kiedy po pogrzebie stali z mężem nad grobem i proboszcz zaczął śpiewać o Bożej miłości, poczuła, że Bóg w tym wszystkim jest i ją wspiera. Nie pozwolił jej wpaść w rozpacz, tylko dał siłę i nadzieję. Poza tym niosła ją modlitwa wielu ludzi. Wspólnoty: Galilea i parafialna pomogły jej przez to przejść.

Do pół roku zaszła w ciążę i -mimo wielu trudności – urodziła Karolinę, która dziś ma już osiem lat i jest wielkim darem Boga dla całej rodziny. Wydawać by się mogło, że wraz z przyjściem na świat ukochanej córeczki, zły los się odwrócił od Mirki, ale niestety. Po paru latach znów straciła dziecko. Jej wiara jednak nie pozwoliła zwątpić w to, że wszystko, co Bóg dopuszcza, ma jakiś sens. Jaki? On jej kiedyś pokaże. Na koniec Mirka tak mówi: „Widzę, że Pan Jezus mnie umacnia i nigdy nie opuszcza. On uzdrawia te trudne wspomnienia, że nie czuję żalu i nie rozpamiętuję tego, co się stało. On mi to łagodzi.”