Chłoną wiedzę?

Chłoną wiedzę?

Dzieci chłoną wiedzę, uczą się przy okazji i w ogóle edukacja domowa to ciągła zabawa i przyjemność. Takie teksty często pojawiają się w różnych miejscach. Zawsze wtedy chcę głośno protestować, bo przecież to oczywista bzdura. Oczywiście, jest w tym trochę racji. Małe dzieci są ciekawe świata, uczą się przez zabawę, zdobywają wiedzę mimochodem przy okazji lekcji starszego rodzeństwa, grania w planszówki, czytania, rozmów z rodzicami, spacerów. Prawdą jest też to, że dzięki edukacji domowej mają więcej czasu na rozwijanie swoich zainteresowań, a przecież tego, co nas interesuje, uczymy się chętnie i szybko. Jednak nauka to nie tylko „pasje”, nie tylko zabawa, ale systematyczna, nieraz żmudna praca. I wtedy zaczynają się schody. A gdy dochodzą wcale nieciekawe podręczniki i przygotowanie do egzaminów, napotykamy na opór. Delikwent wcale nie zamierza się uczyć, a rodzic jakoś próbuje się z tą niekomfortową sytuacją zmierzyć. I tu – „każdy orze jak może”: jeden grozi wysłaniem do szkoły, inny wprowadza ścisły plan dnia (przyjemności po obowiązkach), inny się głowi, jak zachęcić swojego ucznia do opanowania koniecznego materiału. U nas sprawdzała się opcja regularności: codziennie o tej samej porze nauka, ilość czasu dostosowana do możliwości przeżycia i koncentracji dziecka, przyjemności po obowiązkach, no i pomysły, jak i kiedy temat „zapodać”. Bo czytanie niekoniecznie w pierwszej klasie. Nasz syn posiadł tę cenną umiejętność jako ośmiolatek i cieszę się, że nie przyspieszałam. Chłopcy to często późni czytelnicy i trzeba ten fakt zaakceptować. Nie zadręczać nauką czytania. Dziś nasz siedemnastolatek wybiera tak ambitne lektury jak „Boska komedia”, „Iliada”, dzieła Herodota, Dostojewskiego. Sama się nieraz zadziwiam poziomem jego czytelnictwa.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *