Ta strona używa plików cookies, aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Korzystając z niej wyrażasz zgodę na ich używanie

Co z socjalizacją?

Temat budzący wiele pytań i wątpliwości.

24 / 01 / 2024



Profesor Budajczak w swojej pracy "Edukacja domowa... po latach" poświęca wiele miejsca temu zjawisku

Jedną z kwestii rodzących wiele niepokoju i wątpliwości związanych z edukacją domową jest kwestia uspołecznienia dzieci. Pojawiają się ciągle pytania, czy ktoś uczony w domu poradzi sobie w społeczeństwie, czy będzie znał reguły rządzące relacjami międzyludzkimi, czy nie zamknie się zbytnio w sobie. Wiele już na ten temat powiedziano, pisałam też o tym w książce mojego autorstwa: „Edukacja domowa jako styl życia”, podając przykłady różnych rodzin i ich sposobach radzenia sobie w tej kwestii.

Teraz chciałabym powołać się na badania profesora Marka Budajczaka, który poświęca  zagadnieniu socjalizacji jeden z rozdziałów swojej pracy: „Edukacja domowa…po latach”. Rozdział jest zatytułowany: „A co z socjalizacją?”

Zarzuty wobec socjalizowania dzieci ED

Profesor przedstawia na wstępie wszelakie wypowiadane często wątpliwości dotyczące tego, czy dzieci edukacji domowej nie są pozbawione właściwej socjalizacji. Uważa się bowiem, że są one izolowane społecznie i nie będą zdolne nawiązywać przyjaźni z rówieśnikami, jak również radzić sobie w środowisku społecznym. Stawia się też zarzuty, że dzieci te będą przejawiały „postawy izolacji względem szerszych społeczności”.  

Tymczasem profesor określa te i im podobne podejrzenia mianem „wyimaginowanych”.

Powołując się głownie na badania anglosaskie stwierdza, że  „Zakres kontaktów z innymi ludźmi jest dla przeciętnego dziecka z tej grupy bardzo duży”.

Domy rodzin ED to często domy otwarte, w których często przebywają goście, dzieci te poza tym mają swoich znajomych w harcerstwie, kółkach zainteresowań, domach kultury, wspólnotach. Poza tym rodziny ED kontaktują się ze sobą, zakładają lokalne kooperatywy i kluby edukacji domowej.Tak więc „możliwość odwiedzania tak różnorodnych środowisk społecznych jest dla dzieci uczących się w domach daleko wyższa, aniżeli dla dzieci „unieruchomionych” ( choćby ze względów organizacyjnych) w szkołach, a po szkole nad zadaniami domowymi.

Ponadto „Dzieci uczące się w domach miewają liczne i bliskie kontakty z różnymi dziećmi, także z rówieśnikami, zarówno względnie kontrolowane przez rodziców, jak i całkowicie swobodne ( na „podwórkach”) Profesor powołuje się na amerykańskie badania B.D. Ray’a, z których wynika, że tamtejsze dzieci spędzają średnio tygodniowo prawie 11 godzin z innymi dziećmi.

 Podkreśla przy tym, że w szkole dzieci nie mają wiele czasu na uspołecznianie,

jako że przerwy międzylekcyjne są krótkie i nie dają szans na budowanie przyjaźni. Natomiast „można w ich ramach zużyć zablokowaną podczas lekcji energię fizyczną i szybko zrealizować wybrane opozycyjne wzory zachowań.

Z kolei w trakcie lekcji kontakty są ograniczone do rzadkich momentów pracy w grupie. „O wiele obszerniejsza – pisze profesor – jest za to subkultura  socjalizacji szkolnej”

Być może jest to przerysowane, ale wobec ciągłych zarzutów słabej socjalizacji dzieci Ed, trzeba czasem pokazać niewydolność  socjalizacji szkolnej, która również ma miejsce.

Zachęcam do kupna książki profesora Budajczaka: Iosephicum - Edukacja domowa – po latach